Autor: lwy i konie

  • serduszko

    Gdybym mogła, to wycięłabym sobie serce scyzorykiem. Scyzorykiem, bo takie małe jest, a szkoda je uszkodzić, bo takie wycięte mogłabym włożyć do kieliszka, zalać spirytusem i zerkać na nie od czasu do czasu, jak puchnie i pęcznieje, ale już nie we mnie, przynajmniej. Pewnie bym się czasem roztkliwiła, że takie jest, niewielkie, i takie już…

  • co tam?

    Czasem mam ochotę zagadać do ludzi. Zagadać do osób, z którymi słuchałam Aerosmith o 3 rano na stadionie Szyca.Do tych, z którymi tańczyłam w Kultowej do System of a down i stałam pod ścianą w starym Bazylu.Do tych, z którymi sączyłam kawę w centrach handlowych, obok dużych grup hałaśliwych Romów, i z którymi kupowałam jeszcze…

  • rzucam się.

    Podjęłam decyzję o rzuceniu pisania. Była to jedna z łatwiejszych decyzji w moim życiu. Nie mam w sobie pasji, a podobno trzeba mieć pasję, żeby robienie czegoś miało sens. Ja nie mam absolutnie żadnej pasji. I żadnej ambicji. Mój default mode to pusty wrak. Wypełniam się kursami internetowymi, sprzątaniem kuchni i liczeniem kalorii. Jakoś udaję,…

  • niefajnie biedronko.

    >> Ludzie mówią takie rzeczy, że wiecie, „zaraz oszaleję” albo „najadła się szalejotu” albo „kurwa, oszalał”. Niektórzy chcą sobie zaszaleć. A ja to wszystko pierdolę, bo mam ochotę oszaleć. Bardzo dawno temu myśl o oszaleniu dawała mi poczucie ulgi. Że wiecie, zawsze mogę oszaleć. Taka alternatywa dla samobójstwa — oszaleję sobie w chuj, zamkną mnie…

  • koniec.

    W windzie w moim bloku jebie makdonaldem. To chyba znak, że weekend jeszcze trwa.Ludzie drą mordy na balkonach. Jestem przekonana o ich przekonaniu o odbywaniu zwykłych, stonowanych rozmów. Może po prostu na tym dziedzińcu dźwięk się tak porywczo niesie i to ja się mylę. Opcja jak najbardziej prawdopodobna, z fizy miałam tróję i to w…

  • jazdy.

    Lubię jeździć na rowerze. Nie jakoś wyczynowo i na czas. Wyczynowo to ja wstaję z łóżka a na czas to ja jestem w pracy. Nie na jakimś wielkim, profesjonalnym rowerze. Mój rower ma opony ledwo ślad zostawiające na piasku i jest profesjonalny jak ludzie w życiu na Ziemi. Nie ciągle i nie zawsze. Na większe…

  • karty.

    Dzisiaj miały być wybory, ale chuj, no nie ma. Niby już się zastanowiłam, jak je ugryźć – dość szybko, bo ostatnio staram się praktykować spontaniczność dla sportu, gdyż z całym tym “wolnym czasem” łatwo popaść w tęgie, długie, katorżnicze rozkminy i oduczyć się w niebywałości teraźniejszych przemian, intuicyjnych impulsów, sprawiających frajdę czy tam pożogę –…

  • sen o pracy.

    Śnił mi się koniec wirusa. Wróciłam do pracy i stojąc za plastikowym parawanem, obsługiwałam stałych klientów. Przezroczyste przepierzenie nie było już potrzebne, bo przecież wirus się skończył, jednak z gastronomicznego przywiązania do zasad higieny, z przyzwyczajenia do budowania barier i tworzenia symptomatycznych podziałów, z niedawno nabytej potrzeby fakultatywnej asekuracji, postawiliśmy je na barze – szerokiej…

  • kwiecień miesiąc byka.

    Kiedyś chodziłam do budy z takim kolesiem, co miał ksywkę Byku. Do tej najgorszej szkoły z nim chodziłam, do gimbazy. On był jednym z tych penerów grunwaldzkich, pretendujących do zostania podopiecznym ośrodka wychowawczego albo – w razie fortunnego układu planet, łutu szczęścia czy też imponujących umiejętności zastraszania i szantażu – do stania się osadzonym w…

  • dwór.

    Wyszłam na dwór. Tak wiem, że nie można chodzić po dworze, ale wyszłam uzupełnić zapasy. Kupić chleb. Jabłka. Wegański ser. Piwo.Jestem usprawiedliwiona. Chciałoby się napisać, że poszłam. Poszłam na dwór. Poszłam na dwór na spacer. Nie wyszłam, a poszłam sobie pochodzić, tu i tam, zajrzeć do bram; popatrzeć na świnie w zoo; pooglądać swoją dupę…