kwiecień miesiąc byka.


Kiedyś chodziłam do budy z takim kolesiem, co miał ksywkę Byku. Do tej najgorszej szkoły z nim chodziłam, do gimbazy. On był jednym z tych penerów grunwaldzkich, pretendujących do zostania podopiecznym ośrodka wychowawczego albo – w razie fortunnego układu planet, łutu szczęścia czy też imponujących umiejętności zastraszania i szantażu – do stania się osadzonym w placówce więziennej. Pacjentem w szpitalu dla umysłowo chorych czy innym zakładzie opieki zdrowotnej, jeśli jego umiejętności zastraszania i szantażu nie okazałyby się jednak aż tak imponujące.

To nie był sympatyczny typ. Nie pamiętam, czy miał jakąś twarz. Pewnie nie, ale możliwe, że jednak zwali go Koziołu albo Bawołu albo Warchlaku. Nienawidziłam go, jak wszystkiego i wszystkich, gdy miałam lat mniej więcej 14 i uczęszczałam do tej patolskiej placówki, o której chciałabym, żeby słuch w mojej głowie zaginął.

Byku rzucał w moje czarne ciuchy białą kredą. Śmiał się z moich kręconych włosów. Podkładał nogi na schodach, kopał plecak, podchodził za blisko. Trzeba było Byka znosić, ale nie było Byka za co lubić.

Teraz znów codziennie wpadam na Byka. Śmieje się z moich adidasów. Pluje na ubrania, zamyka w mieszkaniu, podchodzi za blisko. Trzeba Byka znosić, ale nie ma za co Byka lubić.

Jebać. Napiszę o tym, że nie będę pisać o tym, o czym pisać nie chcę. Ani myśleć o tym, o czym myśleć nie chcę. Ani robić rzeczy, których robić nie chcę.

Bo to jest kwiecień, miesiąc Byka i głupców, a że jestem jednym i drugim, roszczę sobie prawo do posiadania takich praw, jakie tylko sobie bezprawnie sprawię.

byku.

Hanka powiedziała mi, że trzeba myśleć dwa dni do przodu. Uznałam to za fantastyczną radę. Dwa dni potrafię sobie wyobrazić. Oczywiście, muszę też przekminiać cały ten jubel, który się odpierdala i  jak będzie wyglądało życie „po”, żeby w ogóle jakoś wyglądało. Póki co rokowania są średnie, ale przecież nie skoczę z balkonu.

To już przemyślałam. Za nisko.

Przez kolejne dwa dni będę pisać, pić wino i puszczać lajwy z rozwiązywaniem krzyżówek albo techno ze Schronu. Może wpadnę sobie w jakieś błędne koło, ale hej, będę się w nim kręcić tylko dwa dni, bo tylko do dwóch sięgam wzrokiem, na dwa kończy się widnokrąg.

Nie czytam informacji w necie. Pierdolę. I tak co nieco zasłyszę w każdej telefonicznej rozmowie, na każdej fejsbukowej konferencji i na ulicy, kiedy jadą bagiety i krzyczą przez megafon te drakońskie treści. Lepiej sobie pośnię. Sny ostatnio mnie rozpieszczają. Opowiedziałabym, ale to może, jak się spotkamy.

Spytałam już pół świata, jak się pół świata czuje i u połowy świata “jakoś to jest”. Jeśli jakoś to jest, to po co robić z tego “jest strasznie”. Moja Głowolożka twierdzi, że mam takie przekonanie, że świat jest straszny. Ale, że jak chcę, to mogę to zmienić. Czy obecny akapit istnienia powinien zawierać ten wielki przewrót? Czy taka niedogodna akcja będzie wciągająca dla odbiorcy? Pytasz mnie czy siebie?

A co u ciebie?

Zaczął się miesiąc Byka, jest świetnie. Skończył mi się tytoń, ale jutro się przejdę. Dwa razy w tygodniu można wyjść z domu. Pozdrawiam się z zza ochronnej maski z jednym gościem w warzywniaku, któremu jeszcze miesiąc temu serwowałam kawę na lancz. Raz gość przynosi mi pomarańczę. “Na sok” – tak mówi, “Ej dzięki” – odpowiadam. Sok smakuje wyśmienicie.

Zaczął się miesiąc Byka, niedługo mam urodziny. Przypomina mi się, że 27, trochę przypał, trochę beka, trochę szajba, trochę wspomnień czar. Z 10 lat temu albo i więcej postanowiłam, że na 27 urodziny się zabiję. Oczywiście, że przez Kurta, Jima, Janis, Jimmy’ego, Amy. Jeśli o którymś z moich kochanych trupów zapomniałam – wybaczcie, nie żyjecie.

Teraz wiem, że tego nie zrobię. Pojadę do lasu i poleżę na trawie, jeśli mnie nie strawi ból jakiś kulawy i jeśli będzie jeszcze wtedy trawa.

Na urodziny wystąpię w dresach. W dresach wymiętych i czarnej masce na mordzie, penera postapo. Taka konwencja, klikam plej. Przechadzam się żwawo do sklepu i z powrotem. Widzę swoje odbicie w szybie, ciesząc się, że mogę podśpiewywać piosenki i nikt się nie przypierdala. 

Nie umrę teraz, teraz to bez sensu umierać. Wygrywam tę rundę.

Zaczął się kwiecień, miesiąc Byka, mało psów spotykam.
A szkoda.

Hej, Byku, a co tam u ciebie? Która to faza – latencji czy już genitalna? A jak ci księżyc świeci – jasno czy trudno? Jak leci – jakoś czy spierdalaj? 

Jest kwiecień, miesiąc Byka i głupca – a ja jedno, a ja drugie.

To jest mój miesiąc.
I żaden pojebany Byku czy inne horrendum sobie go nie przywłaszczy.

No, i napisz mi, co u ciebie.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *